Przez najbliższy czas uwięziona byłam w bardzo nieprzyjaznym, brutalnym świecie aniołów, demonów i innych przerażających kreatur. Wbrew zdrowemu rozsądkowi, sprzeciwiając się racjonalnemu myśleniu nie dałam rady uciec z labiryntu stagnacji jakim było wręcz maniakalne śledzenie losów nietypowego rodzeństwa.
Bracia Winchester. Dla mniej wtajemniczonych, moją marihuaną stał się serial Supernatural, bądź kto woli Nie z Tego Świata.
Pytanie dlaczego? Szczerze nie zastanawiałam się nad tym szczególnie. Może dlatego, iż od zawsze interesowałam się tym co niewyjaśnione, a takie demony, pomniejsze bóstwa, wilkołaki i duchy były i wciąż są karmą dla mojej duszy. Ale serio - lubię to :) Im bardziej zwariowany świat w który się zanurzam, tym mniejsze stają się problemy w prawdziwym życiu. Bo jeśli by przeanalizować choć kawałek fikcyjnego życia głównych bohaterów, mimowolnie ciśnie się na usta zdanie "Oni to mają ciężko. Ale zawsze udaje się im wyjść z tego obronną ręką. Czemu mi miałoby się nie udać wyjść z dołka?"
Fakt - jest to całkowicie fikcyjna historia, jednak minimum nauk jakie wnosi ze sobą, pozwala chcąc nie chcąc, bardziej optymistycznie spojrzeć na swoje problemy. Oczywiście nie mówię tu tylko o jednym serialu, ponieważ każdy nawet wielce banalny tasiemiec posiada swoją ukrytą wartość (Chociaż co do Mody na Sukces nie jestem pewna xD), a duże znaczenie ma znalezienie tej właśnie części - co jest kwestią czysto indywidualną.
Tak więc, nie zostało mi nic innego jak zachęcić do szukania pozytywów, w banalności dzisiejszej codzienności, i życzyć miłego początku tygodnia!