Wrzucam świeżutkie oraz o dziwo najszybciej napisane 7 stron (w WORDzie :) z nowym rozdziałem. Zgadnijcie którym? No oczywiście, że
siódmym :) Akcja zaczyna się leciutko rozkręcać! W końcu :)
Na następny trzeba będzie troszeczkę poczekać, ale będzie warto!
***
Byłam wściekła. Rozdrażniona, zła,
rozżalona, ale przede wszystkim zawiedziona. Zostałam wystawiona.
Trzy godziny czekania na obcego
mężczyznę wprowadziły mnie w podły nastrój. Mając dość biernego czekania,
wróciłam do latarni. Może chociaż Meg mnie nie wystawi – w końcu zawsze mogłam
na niej polegać i póki co nigdy mnie nie zawiodła. Zamierzam opowiedzieć jej o
wszystkim, co tu zaszło. Począwszy od burzy i znalezionego talizmanu, aż po
dzisiejsze spotkanie, do którego nie doszło. Tak. Tak zrobię, ona mi pomoże,
ale musi znać sytuację i miejsce w jakim się znajduję.
Wróciłam do latarni, skradając się
by uniknąć niewygodnych pytań ze strony napotkanych osób. Z resztą wielu już
spało, a był to kolejny dobry powód żeby być cicho. Na schodach, u szczytu
latarni leżała krótka notka.
Miałam nadgodziny. Jestem wykończona.
Przełóżmy spotkanie na jutrzejszy wieczór. Wybacz mi – twoja Meg.
Przez następną chwilę wpatrywałam
się w staranne pismo, chcąc wydobyć z tej kartki więcej informacji niż było w
niej zawartych. Zostałam sama. I nic nie mogłam na to poradzić. Ludzie w moim
życiu przychodzili i odchodzili, byli jak goście hotelu – którzy po
zaspokojeniu swoich pragnień, po prostu opuszczali hotel i już nigdy tu nie
wracali.
Nieoczekiwanie poczułam duszący ból,
po środku klatki piersiowej. Temperatura otoczenia wydawała się błyskawicznie
wzrastać, a świat zachodził mgłą. W oczach wezbrała wilgoć na myśl o
przeszłości –, samotności w świecie pełnym ludzi, braku zrozumienia ale przede
wszystkim strachu przed utratą rodziny i wyobrażeniem bólu jakiego za sobą
pociąga.
Jedynymi
stałymi i nierozerwalnymi elementami mojego życia było morze i…
No
tak, jaka ja jestem bezmyślna!
Zbiegłam z latarni, pędząc ku
pokojowi, znajdującego się w lewym skrzydle hotelu, tuż przy kuchni. Ku
pomieszczeniu, do którego trafiłabym nawet z zamkniętymi oczami. Nie zdążyłam
zapukać, gdy drzwi otworzyły się przede mną, ukazując zmartwioną minę Ursuli.
Bez słowa rzuciłam się w jej objęcia.
- Już myślałam, że nie przyjdziesz. Czekałam
na ciebie, córeczko.
Nie mogłam wypowiedzieć słowa.
Wybuchłam gwałtownym szlochem, wtulona w matczyną pierś nie mogłam przestać.
Wszystkie uczucia zbierane we mnie przez najbliższe kilka dni, znalazły ujście
tu i teraz. W cieple drobnych, matczynych ramion. W miarowym oddechu pachnącym
wiosennymi bzami. W pełnym miłości sercu Ursuli Kaius.
- Kocham cię, mamo.
- I ja ciebie, moje dziecko.
Te
noc spędziłam w jej łóżku. Przytulone, nie zamieniłyśmy ze sobą ani jednego
słowa, pozwalając oczyścić się emocjom - jednocześnie pozwalając dojść do głosu
nierozerwalnej więzi, jaka między nami istnieje. Brakowało mi jej obecności.
Najzwyczajniej w świecie, brakowało mi mamy. Jednak tej nocy miałam ją tylko
dla siebie.
Ciepłe
muśnięcie ust na policzku wyrwało mnie z objęć snu.
-
Muszę już iść. Zaraz przyjdzie kandydat na pomocnika boya hotelowego. – Te
słowa zadziałały jak kubeł zimniej wody, przeganiając wszelkie oznaki snu.
Ursula zauważyła moje ożywienie - Misha chyba się nie obrazi, jak odbiorę mu trochę
obowiązków, nieprawdaż?
Czułam
jak uśmiech rośnie na mojej twarzy. Ulga jaką poczułam w chwili, gdy usłyszałam
wieści, była niewypowiedziana. Ale Misha będzie zdziwiony! Muszę mu to
powiedzieć!
Zerwawszy
się z łóżka i rzuciłam się mamie na szyję.
-
Tylko nie zapomnij by nie wspominać mu tego póki nie skończy pracy, bo będzie
tak podekscytowany, ze na niczym się nie skupi! Zrozumiano?
Jakby
czytała mi w myślach. O nie, czy tak bardzo to po mnie widać? A może, zna mnie
na tyle dobrze by wiedzieć jak w takiej sytuacji postąpię? Z resztą! Czy to
ważne?
-
Dobrze, mamuś. Jak sobie życzysz. Ale czy to ja mogę mu to powiedzieć? Chciałabym
zobaczyć jego minę, kiedy się dowie! Tak bardzo się tym przejmuje, że... –
pytające spojrzenie Ursuli pozbawiło mnie wątku. Wymyśl coś! Już! - …, że jest już
nie do zniesienia z tymi swoimi nieustannymi pytaniami!
Niestety
mama nie dała zwieść. Chwila zawahania w moim głosie, przeważyła na moją
niekorzyść.
-
Rozmawialiście o tym?
-
Tak naprawdę? Tylko raz i krócej niż by Misha tego chciał.
Mamo,
czyżbyś się na mnie zawiodła? Interesy hotelu, interesami ale uczucia przyjaciela
to co innego. Musiałam mu coś powiedzieć – milczenie byłoby błędem, Misha
zacząłby drążyć jeszcze bardziej i nie mógłby się skupić na niczym innym. Nie
mogłam postąpić inaczej.
-
Musiałam mu coś powiedzieć. – kontynuowałam. Ale tym razem powiem jej wszystko.
Powinna zrozumieć, że zrobiłam to tylko dla jego dobra. I dobra interesu
rodzinnego. - W hotelu rozniosła się plotka,
że zatrudniasz nowych pracowników, ale nic nie wspomniano o kimś kto mógłby wspomóc
Mishę. Widziałam jaki był przybity. Choć w towarzystwie zachowywał się
normalnie, to znam go na tyle, żeby wiedzieć co się dzieje jak nikt nie patrzy.
– zrobiłam przerwę by spojrzeć na mamę. Stała niewzruszona naprzeciwko mnie. Jej
postawa nie wyrażała żadnych emocji. Nie widząc szansy na jakiekolwiek
wsparcie, mówiłam dalej – Wczoraj postawiłam wszystko na jednej szali i
powiedziałam Mishy, co chciałby usłyszeć. Nic mu nie obiecałam. Powiedziałam
tylko, że bardzo prawdopodobne jest, żebyś przy wzmożonym ruchu turystycznym
zatrudniła kogoś dla niego. To wszystko.
Po
niemiłosiernie przedłużającej się chwili twarz Ursuli drgnęła. Kolejną chwilę
później westchnęła. Przyciągnęła mnie do siebie i pocałowała w czoło.
-
Głuptasku! Dlaczego nie spytałaś się mnie? Owszem nie lubię, kiedy na własną
rękę zajmujesz się sprawami hotelu, ale czy szczerość nie jest ważniejsza?
Wystarczyło przyjść i powiedzieć. Przez to naraziłaś się na kłamstwo – do wczoraj
nie byłam pewna, czy ktokolwiek w okolicy będzie zainteresowany tym etatem. Na
szczęście dla nas wszystkich, przyjmę go.
Ogromny
ciężar spadł mi z serca. Ale póki mama nie wyjdzie z pokoju, nie mogę sobie
pozwolić na rozluźnienie. Nie chcę, by widziała moją słabość. Nie w takiej
sytuacji.
-
Ten kto rozpuścił plotkę o nowych wakatach miał po części rację…
-
To prawda. Tak bardzo zawierzyli jednej, niepotwierdzonej informacji, żaden z
nich nie przyszedł do mnie, dowiedzieć się czy to prawda. Oprócz jednej osoby…
-
Misha tu był? – spytałam ze zdziwieniem – Kiedy?
-
Nadzieja, którą zasiałaś podczas obiadu z Mishą była wielka. To z jakim
zawzięciem opowiadałaś o sytuacji hotelu, pomimo że nie miałaś żadnego
potwierdzenia w rzeczywistości, było godne podziwu.
-
Jak to? Skąd ty…
-
Skąd to wiem? Nie tylko ty chodzisz nad morze, żeby pomyśleć. Wszystko
słyszałam. I wiem, że zrobiłaś to ze względu na niego. Zależy ci na nim,
prawda?
Czy
mi na nim zależy? Znam go dopiero od roku i zdążyłam się już do niego
przyzwyczaić. Spędzaliśmy razem dużo czasu, owszem. Ale nigdy nie pomyślałam o
nim w taki sposób.
-
Tak – mruknęłam – Najwyraźniej zależy.
-
Dlatego nie zamierzam cię karać za kłamstwo, które w gruncie rzeczy było bardzo
dobrą prognozą turystyczną, ale wiesz, że musisz ponieść konsekwencje – uśmiechnęła
się półgębkiem, jak zawsze gdy wymyślała dla mnie rodzaj zadośćuczynienia za
popełnione błędy. Lucy, szykuj się na psychiczne tortury… - Dobrze więc. Ostatnim
razem ból głowy podczas pracowitego dnia był karą samą w sobie, dlatego tym
razem ci odpuszczę. Jedynym twoim obowiązkiem na dziś będzie oprowadzenie
naszego nowego pracownika.
-
Gdzie go znajdę?
-
Po śniadaniu, będzie czekał na ciebie w altanie. I proszę, bądź dla niego miła,
w końcu to nasz gość – spojrzała na ścianę. Zegar za pięć minut wskaże godzinę
ósmą – Obowiązki wzywają! Śniadanie znajdziesz w moim gabinecie – herbata
powinna być jeszcze ciepła, a kanapki są już przygotowane. Smacznego!
I
mówiąc to, wyszła z pokoju zostawiając mnie sam na sam ze swoimi myślami. Opadłam
ciężko na łóżko. Wreszcie mogłam głęboko odetchnąć i spróbować zrozumieć to, co
przed chwilą zaszło. Ale mój umysł postanowił zająć się innymi sprawami.
Próbowałam się skupić, ale oczami
wyobraźni mogłam zobaczyć tylko Mishę. Zależy
ci na nim, nieprawdaż? Co to za pytanie? I dlaczego je zadała? Misha jest
moim przyjacielem, a ja traktuję go jakby do tego był moim bratek, którego
nigdy nie miałam. Rozumieliśmy się bez słów, choć dzieliło nas cztery lata
różnicy, a zainteresowania każdego z osobna były całkowicie rozbieżne, przez
tak krótki czas stworzyliśmy niesamowitą więź. Oddałabym za niego życie, ale
nie serce.
Ale czy on zrobiłby to samo? Jakby
zareagował na pytanie, czy czuje do mnie coś więcej niż ja do niego? Powie nie –
będzie dobrze, wszystko będzie po staremu, ale jak skłamie? Jak potem będą
wyglądały nasze relacje? I skąd będę wiedziała, że to nie jest oszczerstwo?
Dziewczyno, wyluzuj! Daj spokój, inaczej
możesz stracić nie tylko głowę, ale i przyjaciela.
Święta prawda. Nie mogę dopuścić do
straty tak ważnego sojusznika, szczególnie kiedy sprawy zaczynają się już
wystarczająco komplikować z tym dziwnym bladoskórym mężczyzną. W takich
wypadkach dziękuję sumieniu, że nie pozwoliło mi ponieść się emocjom, czego
niejednokrotnie byłam już bliska.
Zegar zagrzmiał ośmiokrotnie. Trzeba
się pospieszyć.
Po śniadaniu wyszłam na taras. W
oddali, motorówki przecinały spokojne odmęty, znacząc je pienistymi bliznami. Jeszcze
dalej, gdzie błękit nieba ścierał się z wodą, tworząc jedność, dryfowały kutry
rybackie w poszukiwaniu świeżych dostaw owoców, jakie morze udostępnia
człowiekowi w zamian za życie w świadomej symbiozie z naturą. Pogoda była
wyśmienita na spędzenie całego dnia na świeżym powietrzu. Słońce dawało znać o
swojej obecności, a żadna chmura nie chciała mu przeszkodzić w jego wojażach. Jedyne
chwile wytchnienia przynosił wiatr, kojąc podrażnioną ciepłem skórę,
nieświadomie potęgując efekty słonecznego promieniowania.
Jak Ursula obiecała, w altanie ktoś
był. Młody mężczyzna siedział tyłem do hotelu, ukazując gęste blond włosy
opadające do ramion, ozdobione turkusowymi pasemkami. Bez podchodzenia bliżej, nie
byłam w stanie dostrzec niczego więcej.
Ogarnęło mnie przedziwne wrażenie,
że już go kiedyś widziałam. To nieswoje odczucie towarzyszyło mi, aż do chwili
gdy dotarłam do stopni, prowadzących do altanki. Potem już byłam pewna.
- To ty - Blondyn odwrócił się. Serce zabiło
mi mocniej, a szum w uszach zagłuszył odgłos morskich fal. Byłam w szoku,
a żeby nie upaść, wylądowałam ciężko na pobliskiej
ławce.
Zabiję
go, przeszło mi przez myśl. Nie. Najpierw go wysłucham, a potem zabiję.
Za
to, że mnie wystawił.
***
Komentujcie, oceniajcie! Dajcie mi powód do dumy :)