czwartek, 25 kwietnia 2013

Something more about...

W końcu. Udało mi się skończyć pisać kolejny, zadziwiająco obszerny rozdział o Lucy, która po nocnym incydencie zaczyna zmagać się ze swoim wnętrzem (tylko na początku rozdziału), by dać się ponieść rozważaniom o....

... ciekawych zapraszam do rozdziału V.

P.S. Nie zrażajcie się długością :)
P.P.S. W piątek mam oddać stan badań etnograficznych, więc w piątek możecie się spodziewać czegoś dotyczącego Ludowych Strojów Górali Żywieckich :P

ZACZYNAMY!
***
Kolejny długi dzień rozpoczął się trochę inaczej niż zwykle. Tym razem ta ja przywitałam Słońce, zbudziwszy się godzinę przed świtem, całkowicie wypoczęta miałam czas i sposobność, by w spokoju przeanalizować wczorajszy wieczór. Nie będąc już, pod zniewalającym racjonalne myślenie, napływem emocji oraz potwornego zmęczenia, mogłam ułożyć w głowie obraz jaki został mi przedstawiony kilka godzin temu. Nieznajomy, bo tak go nazwałam, wciąż pozostawał wielką niewiadomą.
Skąd przyszedł. Kto go przysłał i jaki ma w  tym cel. Dlaczego mam się z nim spotkać oraz co miałby mi do przekazania. Jakim sposobem wręcz zdematerializował się w morskiej toni, nie wydając przy tym najmniejszego dźwięku. Im dłużej nad tym rozmyślałam, niewyjaśnione kwestie zdawały się rozmnażać w błyskawicznym tempie, a odpowiedzi na nie - jakże znikome, także nie wnosiły do sprawy niczego przełomowego.
Usiadałam wygodnie na balkonie, okryta grubą warstwą koców. Nic jednak nie powstrzymało przed zanurzeniem się w ciało lodowatych igieł chłodu, poprzedzającego nadchodzący brzask. Towarzyszyło mi kilka głośno spierających się ze sobą mew.
Czułam się przytłoczona. Zbyt dużo jak na tak krótki okres czasu. Nigdy nie uważałam siebie za pokrzywdzoną, mimo wielu nieszczęść goszczących w rodzinnym życiu, jednak to było ponad moje siły.  Głowa mi pulsowała, zmagając się z rzeką niewiarygodności, wzbierającą w moim wnętrzu, lada chwila mającą przekroczyć punkt krytyczny. Zrezygnowana, ale przede wszystkim psychicznie i emocjonalnie przemęczona, postanowiłam dać sobie odpocząć. Wzięłam głęboki oddech i zawiesiłam wzrok  na pierzastych kompanach – trzech białych ptaszyskach, mewach srebrzystych bijących się o nadgniłą rybę.
Ach, jakby miło było choć na chwilę zapomnieć…
Wschód zaskoczył mnie. Wynurzająca się z czarnych odmętów, ognista kula oślepiła mnie, wyrywając ze stanu zawieszenia pomiędzy rzeczywistością a niezbadaną krainą błogiego spokoju. W oddali pierwsze łodzie rybackie wypłynęły w głąb morza, by zacząć swój codzienny taniec pośród niespokojnych fal.
 Zaraz potem dało się usłyszeć nieznośne zawodzenie budzika.
Za szesnaście godzin wszystko miało się wyjaśnić. Wiedza mogąca zmienić moje życie. Na gorsze, na lepsze – wszystko jedno. I tak nikt nie liczy się z moim zdaniem.
Do budzika dołączył dźwięk ze znajdującego się pod podłogą sypialni, przekaźnika. Był to znak, że Matylda nakryła do stołu, i lada chwila poda śniadanie.
Nie pozwalając gospodyni na siebie czekać pospieszyłam na dół, ubrawszy po drodze przetarte dresy oraz stare trampki – niedzielny zestaw na leniwy poranek. Po drodze spotkałam Michela, chłopaka który w większym resorcie zwany byłby Boyem Hotelowym. Dla nas był po prostu Michelem.
- Co królewna robi tu, na dole o tak wczesnej porze? W dodatku w niedzielę! Powinnaś słodko spać na szczycie swojej wieży. – łobuzerski uśmiech nigdy nie schodził z jego twarzy. I tym razem nie miał najmniejszego powodu by go zdjąć.
            - Tak, bardzo uwielbiam te twoje poranne żarciki Misha. Odkąd przeniosłam się na do latarni, stałeś się nieznośny – odparłam z przekąsem.
            - Nieznośny? Ja? Nigdy! Ale mogę wybawić cię z opresji, ma Pani. Dla ciebie będę rycerzem w srebrnej zbroi, który pokona największe zło, byś tylko była szczęśliwa! – kończąc, chwycił stojącą w rogu kuchni miotłę, machając nią we wszystkie strony, robiąc gwałtowne uniki, zwody - niby to walcząc z niewidzialnym wrogiem. Pech chciał, by przy finalnym pchnięciu, chłopak z głośnym stęknięciem upadł na mokrą posadzkę.
            Równocześnie wybuchliśmy gromkim śmiechem. Uwielbiałam Mishę za to, że zawsze potrafił mnie rozśmieszyć – choć znamy się od niespełna roku, to był to szczęśliwszy okres w moim życiu. Czułam się jakbym wreszcie miała upragnione rodzeństwo, z którym można liczyć i dzielić się sekretami, śmiać się i płakać, jednocześnie kochać i nie znosić.
- Cóż to za świergoty z samego rana w mojej kuchni?  - Zza spiżarnianych drzwi wyjrzała oprószona siwymi włosami głowa - Już pisklaki jak widzę głodne, więc zapraszam do stołu.
            Bez sprzeciwu zajęliśmy swoje miejsca przy kuchennym blacie, naprzeciwko otwartego na oścież okna. Dziś, jak co niedzielny poranek, na śniadanie mogliśmy wybrać sobie cokolwiek sobie zażyczymy – każdego innego dnia zdani jesteśmy na zachcianki zamieszkujących tu gości – bowiem ewentualne nadwyżki jedzenia, ostają się pracownikom. A co za tym idzie także mi i mamie.
            Kuchnia jest królestwem naszej kochanej Matyldy - przyjaciółki mojej matki od czasów dzieciństwa, a przyszywanej ciotki Mishy. Także żadne z nas nie mogło przeszkadzać w jej pracy, nie wspominając o pomaganiu.Oczywiście prócz mojej mamy, która w sobotnie poranki zajmował się przygotowaniem śniadania, kiedy wszyscy jeszcze spali czy zajęci byli swoją pracą.
            Po wcześniejszym ustaleniu śniadaniowego menu, przy akompaniamencie burczących żołądków czekaliśmy cierpliwie na jajecznicę. Nie będąc w stanie wpłynąć na żadne działania związane z przyrządzaniem posiłku, postanowiliśmy wymienić się spostrzeżeniami co do zmian rychle zachodzących w strukturze hotelu.
            - Ursula zamierza zatrudnić dodatkowe pokojówki, pomoc kuchenną i wspomniała też coś o ogrodniku. Nie wiesz może, czy wspomoże także mnie? Uwielbiam tę pracę, ale wiesz, życie jedynego boya hotelowego nie jest łatwe. Szczególnie przy zbliżającym się sezonie wakacyjnym.
            Miał rację. Ilość gości przyjeżdżających na wybrzeże systematycznie się zwiększała, a jako jedyny hotel w okolicy w dodatku położony w tak malowniczym miejscu, możemy mówić niemalże o  oblężeniu. Hotel jako zabytek nie mógł być rozbudowany, jednakże pieniądze zainwestowane w odświeżenie pokoi jak i reklamę samej okolicy opłaciło się – gości wciąż przybywa, a rezerwację pokoi trzeba potwierdzać z kilku miesięcznym wyprzedzeniem. Ogrom pracy jaki wiązał się z rozgłosem przerósł możliwości pierwotnej kadry, w związku z tym matka zmuszona była powiększyć skład obsługi do niezbędnego na ten moment rozmiaru.
            - Po raz kolejny musze cię rozczarować. Do tej pory nie udało mi się wyciągnąć z niej nic, czego już byś nie wiedział. Najwyraźniej szuka odpowiedniego kandydata , na twojego pomocnika a wydaje się to być nie lada wyzwaniem.
            - Czemu? – spytał Misha, przybierając komiczną minę, która w jego przypadku wrażała zdziwienie, choć dla przypadkowego widza mogłaby przypominać paraliż części twarzy.
            - Nie ma chętnych – stojąca przy kuchence Matylda uprzedziła mnie, w odpowiedzi  – Jesteś tu dopiero od roku, więc miałeś prawo nie wiedzieć. Sprawa wygląda tak, że dla młodych nie ma tutaj przyszłości. Brakuje sensownych miejsc pracy, nie mamy w najbliższej okolicy wyższych szkół, a niewielu postanawia prosto po szkole średniej założyć rodzinę i ustatkować się w pobliskich miasteczkach.
            - Młodzi zmuszeni są opuścić dom by wypełniać swoje aspiracje – wtrąciłam – Są wręcz zmuszeni by stąd uciec. Przez wiele lat czuli się uwięzieni, jak ptaki w klatce nie dały się w pełni oswoić, ciągle czując wewnątrz siebie zew wolności, który chwytają gdy nadarzy się okazja. Ty nie postąpiłeś inaczej.
            - Ale czy to nie coś zupełnie innego? Osobiście nigdy nie czułem się więziony, czy też tłamszony przez nikogo i nic – odparł Misha – Robiłem to co chciałem i dlatego jestem tu i teraz z wami.
            - Dokładnie – stwierdziła gospodyni, wbijając jaja na rozgrzaną powierzchnię patelni – To był twój wybór. Tak samo jak ich wyborem jest opuszczenie wybrzeża.  Dlaczego więc przyjechałeś tutaj? Mając przed sobą świat stojący otworem. Po co przyjechałeś tutaj?
            Misha bez chwili wahania odpowiedział na pytanie ciotki.
- Bo chciałem spróbować czegoś innego. Miałem tę możliwość, by zacząć żyć gdzie tylko mi się spodoba i skorzystałem z niej.
- Ich sytuacja jest taka sama. Ty także, mimo że nie zdajesz sobie z tego sprawy wyrwałeś się z rzeczywistości, która cię przytłaczała a tym samym popchnęła cie do takiej decyzji. To chęć zmian, nowych wrażeń jest głównym czynnikiem, a młodzi mieszkańcy w opuszczeniu rodzinnego miasta widzą wyjście, to jest ich okno na świat. To jest ich droga ku spełnieniu. Tak jak twoja przyprowadziła cię tutaj.
- Ale ja wybrałem właściwie – odpowiedział, kończąc rozmowę bo właśnie Matylda skończyła przygotowywanie posiłku. Jednak nie mogło mnie opuścić wrażenie, że zdanie które Misha wypowiedział chwilę temu, pomimo szczerości, zawierało w sobie także inny, niepokojąco nowy a jednocześnie niespotykany w jego głosie wydźwięk. Nieokreślona nuta, połączenie powagi z… Właśnie, czym?
 Michaelu, czyżbyś coś przede mną ukrywał?

***


1 komentarz: