Moje poszukiwania przyniosły nieoczekiwany rezultat.
Mianowicie, całkowicie przypadkowo znalazłam notatnik, z czasów maturalnych. Przeglądając matematyczne wzory i obliczenia, zdziwiłam się jak mogłam coś takiego zrozumieć - wpatrywałam się w kartki starając się rozszyfrować martwy, dla mnie w chwili obecnej, język. W tym miejscu poczułam ulgę, natrafiając na fragment milszy dla oczu - język polski. Ale moje wcześniejsze zdziwienie, pogłębiło się gdy tylko przeczytałam jedno z moich wczesnych dzieł poezji nie-brzydkiej.
Chociaż nigdy nie byłam zainteresowana liryką bardziej niż epiką, pierwszą i ostatnią moją próbą były wiersze miłosne.
Jakiż był mój szok, odkrywszy coś, co kiedyś wydawało mi się zwykłą bazgraniną obecnie wygląda przyzwoicie. Jak na ówczesny brak doświadczenia w podobnych eksperymentach literackich, co dzisiaj zdarza mi się częściej, przyznam iż nie tyle mnie to dziwi co zaskakuje całokształt młodzieńczej poezji. Zaprezentuje je wszystkie, choć proszę o wyrozumiałość dla młodzieńczej romantycznej duszy :)
Jak zdefiniujesz słowo "kochać"?
Być z kimś mimo wszystko.
A tak nie jest także z przyjacielem?
Kocham, szepnęła.
***
Kiedyś odejdę. Zniknę. Ucieknę.
Ale zostanę. Pojawię się. Wrócę.
Na zawsze w sercu twoim ukryta.
Tak dom mój.
***
Gdzieś tam jestem wspomniany.
Nieznane usta szepczące gorąco modlitwę.
Karmazynowe wargi, wzywające bezimienną postać.
Na krańcu świata jestem ja.
Zaalarmowany wołaniem, pędzę ku tobie.
To ja. Twój stróż.
***
Małe rozluźnienie dla nadszarpanych nerwów i obrzmiałego umysłu. Chwila czasu, dla przypomnienia sobie kontekstu, który zmusił mnie do takiego przedstawienia rzeczy.
Głęboki wdech. Zaczynam wracać i znów, za trzy dni egzamin.
Życzę miłego wieczoru, a także osobom, które podzielają moją niestałą sytuację - łatwej i celująco zdanej sesji!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz