poniedziałek, 4 lutego 2013

Na dobry początek....

Zgodnie z zapowiedzią wrzucam wypociny, które jest początkiem opowiadania (jeszcze w fazie moderacji) o... A, z resztą przeczytajcie sami :)

P.S. Czytanie uzależnia!

"Nic tak nie sprawiało mi przyjemności, jak kąpanie się w morskiej toni podczas pełni księżyca. Czarne odmęty, zostają wówczas ubrane w srebrne wstęgi falujące poniżej bladolicej Pani Nocy, czarując swym widokiem. Ciemność łączy się z jasnością, tworząc nieprzerwaną jedność, której wyjątkowość wydaje się być namacalna. To właśnie czuje każdego miesiąca, zanurzona po czubek głowy w chodnej wodzie – wszechogarniającą moc.
Mieszkając tu od dziecka, zawsze miałam słabość do morza. Nie potrafiłam tego racjonalnie wytłumaczyć, jednak zawsze znajdowałam się na jego brzegu, licząc iż odnajdę odpowiedzi na nurtujące pytania. Siedząc w milczeniu, po godzinach bezruchu odpowiedzi pojawiały się. Jakbym przeprowadzała wewnętrzną konwersację z samym Neptunem, zsyłającym pomoc zwykłym śmiertelnikom, takim jak ja. I tak zostało do dzisiaj. Każdy problem powierzam morzu.
Dziś nie było inaczej. Jednak to, z czym przyszłam tym razem od pewnego czasu spędzało mi sen z powiek. Przeprowadzka.
Nowe miasto, nowi znajomi, mieszkanie, szkoła. Ale to nic. Dam radę. Tylko jaką cenę przyjdzie mi zapłacić? Wszyscy mówią, że dla mnie wyjazd będzie najkorzystniejszy – nowe, lepsze studia; możliwość rozpoczęcia owocnej kariery zawodowej; większe prawdopodobieństwo znalezienia partnera na drodze życia. A czy ktoś zapytał się czy ja tego chcę? Czy ktokolwiek wie, co stracę wyjeżdżając? Jak puste stanie się życie bez tej jednej, integralnej części mojej egzystencji?
Nie. Nikt nie wie. Nawet nie potrafią wyobrazić sobie jakie katusze przyjdzie mi cierpieć, gdy rozstanę się z tym, co tak bardzo kocham.
Morze. Kojąca bryza oplatająca swe palce wokół mojej szyi. Wszechobecny szum fal, zagłuszający zrzędzenie wiecznie głodnych mew.  Łaskotanie piasku pomiędzy palcami, kiedy przechadzam się wzdłuż plaży. Nigdy się ich nie wyrzeknę.
- Słyszycie?! Nigdy!
Rozpacz i gniew w moim głosie rozeszły się echem pośród wzbierających fal. Znad zachodniego horyzontu zerwał się gwałtowny wiatr, niosący wyznanie coraz dalej, w głąb słonego pustkowia. Nie musiałam długo czekać, by po raz kolejny powitać w nozdrzach, znajomy zapach ozonu. Burza nadciągała nieubłaganie. Wiatr zmienił kierunek, a fale przybierały na wielkości i sile.             Ostatni ślad po księżycu zaginął, pośród brudnej szarości napęczniałych cummulo-nimbusów.
Przyglądałam się nadciągającemu żywiołowi z dużym zainteresowaniem, gdyż wydawał się być inny, aniżeli jego liczni poprzednicy. Chmury zbliżały się ku piaszczystemu brzegu, szybciej niż kiedykolwiek, a rozbrzmiewające w tle grzmoty oraz błyskawice rozświetlające niebo podążały ich śladem równie żwawo. Gdy czoło zbliżyło się wystarczająco blisko, zdałam sobie sprawę, że nie powinno mnie tu być. Sztormy na otwartym morzu są niebezpieczne, najbardziej jednak powinno się wystrzegać przebywania w nieosłoniętym miejscu, szczególnie w pobliżu nadbrzeża.
Zdałam sobie sprawę, że nie mogłam się ruszyć. Jakaś siła, zadziałała na mnie nie pozwalając wrócić do domu. Stałam tam patrząc jak lada moment miało rozpętać się piekło, a ja mogłam tylko patrzeć i czekać.
Pomimo tego ambiwalencja uczuć, które we mnie w tej chwili mną zawładnęły była bardziej przerażająca niż sam wizja śmierci. Zgodnie z podstawowymi odruchami, zakorzenionymi w ludzkiej świadomości, pragnęłam uciec – schować się, schronić we względnie bezpiecznym miejscu; wrócić do domu - byle najdalej od tego, co miało niedługo nastąpić. Z drugiej strony hipnotyczne nawoływanie żywiołu, nakazywało zostać. Wbrew zdrowemu rozsądkowi czy minimalnemu poczuciu niebezpieczeństwa. Przeczuwałam, trudną do opisania niezwykłość, -  targającą moimi włosami, oplatającą łydki - dającą o sobie znać poprzez rozpływające się echo grzmotów.
Kiedy sztorm dotarł nad brzeg, usłyszałam głos. Dziwnie zniekształcony, męski głos. Nie, szept. Trzy słowa, które zawładnęły moim umysłem.
„Jak sobie życzysz.”
W wodzie, zauważyłam niewyraźną sylwetkę mężczyzny. Błyskawica rozświetliła otocznie intensywną bielą, by zabrawszy nieznajomego ze sobą – zniknąć. Wtedy coś twardego trafiło mnie w skroń. Potem ciemność i cisza zawładnęły światem, a ja runęłam na spotkanie z mokrym piaskiem."

Niebawem dodam kontynuację...

1 komentarz: